Dosyć często można spotkać się z opinią, że zanim przystąpimy do inwestycji na GPW, dobrze jest spróbować swoich sił obracając wirtualnymi pieniędzmi na tzw. symulatorach. Jako argumenty podawane są aspekt edukacyjny, zerowe ryzyko no i być może samo sprawdzenie, czy „to jest to”.
Moje doświadczenia z tego typu tworami pozwalają mi się do nich ustosunkować całkiem jednoznacznie: nie polecam.
Moje pierwsze doświadczenia z grą giełdową miały miejsce dość dawno temu. Właściwie to już nie pamiętam kiedy dokładnie. Nie jestem pewien, czy byłem wtedy jeszcze w podstawówce czy już w gimnazjum. Ale kogo to obchodzi?
Zarejestrowałem się w grze o niespodziewanej nazwie „Gra Giełdowa”, która z resztą działa do dziś i chlubi się mianem najstarszej w Polsce. Mój „system” polegał na tym, że jeśli wykres jakiejś spółki (znalezionej na „chybił trafił”) aktualnie szedł do góry – kupowałem akcje. A co miało być później – nie interesowało mnie to. Zazwyczaj to było tak, że jak na wytrawnego inwestora giełdowego przystało, z perfekcyjną dokładnością trafiałem ze sprzedażą w moment, gdy kurs był poniżej ceny zakupu. Ma się to oko (-2.00 dpt.).
Skończyło się tak, jak skończyć się musiało. Te grube tysiące PLNów straciłem, a przez to i zapał do gry. Choć kolejność właściwie mogła być odwrotna.
Moje drugie podejście miało miejsce dosyć niedawno i właściwie dzięki temu piszę teraz tego bloga. Z grubsza wyglądało to tak, że przyszedł do mojej szkoły gość, który namawiał na swoje kursy dotyczące rozwoju osobistego. Wiadomo o co chodzi – inni zakuwają całe noce, a on ze swoimi metodami przyswoi to w pół godziny. No po prostu geniusz.
Ale wracając do meritum – kiedy już skończył opisywać nam jak wielkie są niewykorzystywane pokłady umysłu, nadmienił na koniec coś o konkursie inwestycyjnym i strzelił kwestię w stylu „A może chcesz wygrać 10 000zł?” (bo wiadomo, że ktoś z tak otwartym umysłem i wiedzą na temat NLP mówi do grupy 30 osób per „Ty”).
Ok, wchodzę na stronę konkursu, a tam info, że nagrodą jest kurs warty 10 000 zł. Mały zonk, ale i tak się zarejestrowałem. Również była to zwykła gra giełdowa. Kto miał największy zysk, ten wygrywał. Proste jak budowa cepa i to, że oczywiście byłem stratny. Tym razem jednak chciałem wyciągnąć wnioski i zacząłem bliżej się przyglądać tematyce finansów by tych strat już w przyszłości nie ponosić, co przyprowadziło mnie tutaj.
Dlaczego uważam, że takie symulatory są do kitu?
Ano chociażby dlatego, że jak to Onet sam raczy poinformować na stronie swojej gry:
kilka razy bankrutujesz i zakładasz nowe rachunki…
Taa, to takie proste… Każdy przecież może stracić w rzeczywistości kilkadziesiąt tysięcy. A co, założy sobie potem nowy rachunek.
Dostajesz rachunek inwestycyjny na umowne 40.000 zł
No właśnie. „Umowne” robi wielką różnicę. Bez wahania mogę wydać wirtualne 10000 zł, a w realu zawaham się przed zainwestowaniem 100 zł. Emocje i psychika są integralną częścią inwestowania na giełdzie. W symulatorach tego nie znajdziemy, a więc nie zaznamy smaku prawdziwej gry.
Do tego dochodzi samo zaangażowanie. Nie wiem jak u innych, ale mnie tego typu gry zwyczajnie nudziły. Bo co to za adrenalina klikać „kup”, „sprzedaj”, „kup”, „sprzedaj” i tylko liczby się zmieniają. Po jednym logowaniu dziennie stwierdzałem, że nic więcej ciekawego już nie zrobię, a ostatecznie w ogóle zarzuciłem granie.
Smród w gaciach pojawia się, gdy po dwóch kliknięciach z naszego prawdziwego konta bankowego znikają prawdziwe kwoty. Wtedy już nie jest tak nudno. Nagle zaczynasz sprawdzać notowania giełdowe kilka razy na minutę. Zaczynasz czytać blogi indywidualnych inwestujących, sprawdzasz, co inni mają do powiedzenia na różnych forach, choć wiesz, że nie możesz bezmyślnie naśladować cudzych ruchów, obserwujesz paniczne wyprzedawanie Taurona w dniu debiutu, zastanawiasz się, czy zgarniać 10% zysku czy może jeszcze ryzykować i czekać, a może masz opory przed cięciem strat. I to jest prawdziwa gra na giełdzie. Czegoś takiego nie dostarczy żaden symulator.
Moim skromnym zdaniem, jeśli ktoś planuje rozpocząć inwestycje na giełdzie, najlepiej najpierw zapoznać się z teorią, a później z praktyką przejść od razu na GPW. Warto przeznaczyć kilka stów na straty w ramach rozpoznania – taki przyspieszony kurs inwestowania na giełdzie. Na pewno nauczymy się w ten sposób więcej w kilka tygodni, niż na symulatorze w kilka miesięcy.
e tam gra onetu jest slaba, tam latwo mozna sobie „nabic” portfel. Sprobujcie na http://gragieldowa.pl tam juz latwo nie ma, z reszta widac to po rankingu, ze nie 1 nie ma miliardow:), sam tam gram – chyba najlepszy symulator giełdy, jest nawet 5 najlepszych oferta baaa nawet caly arkusz zleceń, przydaje sie to nawet jak juz grasz na realnym parkiecie. pozdro
Symulatory są do niczego. Lepiej zacząć małą sumą: 200-400 zł. Prawie na pewno zostanie ona stracona, jednak uczymy się reakcji emocjonalnych na rynek. Polecam stronę permanent.cba.pl. I zastanówcie się nad tym że niektórzy wydają takie kwoty w ciągu miesiąca na korypetycje. Ja zdecydowanie wolę zdobyć umiejętność pomnażania swoich pieniędzy niż uczyć się na przykład chemii.
No rzeczywiście ciekawe. Tylko ja bym od razu zamiast groszy przeszedł do złotówek – nie ma to jak zacząć z grubej rury. 😉
Najważniejsza jest umowa z samym sobą i mechanizm kija/marchewki.
Propozycja gry giełdowej :
Zagraj w dowolną wirtualną grę giełdową sprawdź saldo 1 w miesiącu na koncie wirtualnym:
1. Za każdą straconą zł w miesiącu 1gr na cele charytatywne
2. Za każdą zarobioną złotówkę 1 gr na fundusz rozrywkowy .
Zmniejsz swój stały fundusz rozrywkowy o 1% sumy w wirtualnym portfelu.Po każdym zmartwchwystaniu kara powinna być zwiększona 2 krotnie (dzięki temu już po 6 respawnie już będziesz chciał iść na gpw 😉 )
To tylko pokazuje, że giełda potrafi dać piękne zyski długoterminowo. Gdyby tak w trzy lata zyskać 840% w realnych pieniądzach… 😉
Też mam konto w tej giełdowej grze Onetu.
W 2003 zaczynałem z budżetem 40k. Kupiłem akcje Dębicy i Interii.
W 2006 zalogowałem się po raz drugi. Sprzedałem Dębicę (straciłem 15%) i Interię (zyskałem 840%). Kupiłem PGNiG, Kogenerację i Cersanit.
W 2007 kolejne logowanie. Cersanit spuściłem (110% zysku), kupiłem Rafako.
W 2009 trzy logowania. Przestałem tak ładnie zarabiać. Tylko na Kogeneracji zebrałem 60% zysku.
Teraz w sumie mam 335k.
A teraz chyba wszystko zamienię w certyfikaty na metale szlachetne i ropę, bo obawiam się krachu. 😉
@Krzysztof
Otóż to, zgoda w 100%. 🙂
O, ja też zaczynałem na grze giełdowej Onetu i porzuciłem ją krótko potem, z podobnymi uczuciami.
Zupełna obojętność wobec wirtualnego kapitału, brak realnych konsekwencji za błędne decyzje – długo można wymieniać dlaczego taki sposób „nie działa”. Przynajmniej u mnie to nie zadziałało. Mając już za sobą grę na symulatorze, jak i „prawdziwymi” pieniędzmi widzę, jak wielka jest różnica między jednym a drugim.
Dlatego uważam, że dużo lepiej jest uzbierać samemu pierwszego tysiaka i popróbować zawalczyć własnymi oszczędnościami.
Żeby było śmieszniej, od wczoraj gram na symulatorze. 🙂
Po napisaniu powyższego posta z ciekawości zajrzałem na stronę wspomnianego konkursu – „zobaczę co tam u nich słychać”. A tu niespodzianka – 3 dni temu ruszyła nowa edycja. Choć ogólnie to mnie nie kręci, to kiedy jednak jest ranking i nagrody, sytuacja się zmienia. 😉
Pamiętam swój pierwszy symulator. 🙂 To był jakiś konkurs w gimnazjum, 'Z klasy do kasy’ czy coś takiego. Wirtualne 100’000, i konkurs na jak najlepszą stopę zwrotu. Pamiętam te szalone 7 kafli zarobione na Biotonie jak dziś 😛
Ale generalnie nie polecam, zimnej krwi i mocnych nerwów się na tym nie zyska, a to w tym wszystkim najważniejsze.
Można i tak. Ale w sumie to w każdym systemie transakcyjnym „guziki” są inne, a przed rozpoczęciem można na spokojnie poczytać instrukcje czy FAQ dostępne na stronach internetowych.
Jak dla mnie nie od razu wbijać na GPW, można na symulatorze poćwiczyć np. kupno jakiś akcji i sprzedaż zobaczyć z 1godzine na czym to polega i potem logować się do eMaklera i działać.
Przykład:
Jak by ktoś wszedł za 1razem do platformy transakcyjnej i nie wiedzial by, którym guzikiem się kupuje a którym sprzedaje, to odradzałbym granie na żywo i potrenowanie kilku godzin na symulatorach.
Dokładnie. Można sporo zarobić, a jeszcze więcej stracić. Symulatory z pewnością nie sprowadzają na ziemię tak szybko i dobitnie jak real life. 🙂
Ja też na giełdzie zacząłem niedawno. Ale bez żadnych symulatorów. Wszedłem z dosyć pokaźną sumą i cieszyłem się od stycznia do kwietnia zyskiem +40%. Potem mnie ocuciło bo zaliczyłem -30% i teraz jestem tylko lekko na plusie.
Ale nauczyłem się wiele