Do napisania poniższego wpisu skłoniło mnie kilka zaobserwowanych niedawnym czasem sytuacji. W niektórych momentach byłem, mówiąc dość dyplomatycznie, zażenowany tym co usłyszałem z ust znajomych. Czas sobie ponarzekać.
Oczywiście poniższy opis nie dotyczy wszystkich rodaków, ale zapewne (niestety) sporą część, jeśli nie większość.
Może na początek coś z serii gospodarowanie własnymi pieniędzmi i oszczędzanie.
Odwiedziłem niedawno znajomych. Ci z kolei od całkiem niedawna mieszkają w Warszawie. Jak się okazuje, sposób rozliczania opłat za różnego typu media jest nieco inny niż na terenie poprzedniego miejsca zamieszkania. Otóż przykładowo rachunek za prąd czy gaz dostaje się raz na rok.
Jeśli ktoś potrafi rozsądnie zarządzać swoim kapitałem, takie rozwiązanie co najmniej będzie dla niego bez różnicy lub może nawet okaże się korzystniejsze. Zawsze przecież przez ten okres kasę przeznaczoną na opłaty można chociażby wysłać na lokaty i być te parę złotych do przodu.
Przyjrzyjmy się jednak takiemu ciekawemu słowu jak przeznaczone. Wychodzi na to, że w życiu codziennym może ono sporo namieszać.
Wspomniani państwo nie potrafią się odpowiednio zorganizować. Uważają, łatwiej dostawać jest rachunek co miesiąc. Mniejsze kwoty, mobilizacja do spłaty itd. Czy jednak naprawdę tak trudno jest założyć rachunek oszczędnościowy i ustalić odpowiednią kwotę comiesięcznego przelewu? Nie. Na ten pomysł nasi bohaterowie też wpadli, jednak po dopiero roku od przeprowadzki. Aha, pomysł jeszcze nie został zrealizowany.
Kolejna rzecz, które jest równie martwiąca, to długi. Ci ludzie spłacają obecnie dość spory kredyt hipoteczny. Nie zdziwię się, jeśli spłacają też raty za jakieś zwykłe towary. Z tego co pamiętam, to zawsze z pieniędzmi było u nich na styk, ew. duży debet. No ale jak się temu dziwić, jeśli nawet ostatnio (mając problem z niewystarczającą ilością pieniędzy, spłacając kredyt za dom, mając w perspektywie całoroczne rachunki za media) kupili sobie maszynkę do robienia/pieczenia chleba? Cóż, chyba nie muszę tego komentować.
Pieniądze, które powinny być przeznaczone na rachunki, są przeznaczane na co innego.
Swoją drogą – fajny sprzęcik z takiego wypiekacza chleba. 😉
Jedziemy dalej. Przeciętnie niestety panuje przekonanie, że człowiek samodzielnie nie może sobie zagwarantować czegoś w postaci emerytury. Bo niby jak to? Odkładać 10% zarobków miesięcznie?! Koniecznie musi się tym zająć jakiś fundusz czy inny brzydki ZUS (błe). Oczywiście nie mam nic przeciwko korzystania z OFE – zawsze taka opcja się przyda jako forma zabezpieczenia i dywersyfikacji. Warto jednak zatroszczyć się o siebie na własną rękę.
A ZUS i tak musi odejść. 😉
Czemu o tym wspominam? Pani Znajoma zajęła się biznesem. Tak, to może wydać się dziwne. Jednak biznes ten polega na czymś w rodzaju akwizycji produktów finansowych. W sumie nietrudno się dziwić – doświadczenie kredytowe jest. 😉
Prawdę mówiąc, byłem nieco zaskoczony, kiedy dowiedziałem się o nowej działalności. Pani poszła elegancko na szkolenie, wszystko tam im powiedzieli i teraz od czasu do czasu jakaś prowizja wpadnie. W końcu jakieś przedsiębiorcze myślenie.
Ogólnie wiadomo, na czym taka działalność polega. Chodzimy po ludziach i próbujemy ich przekonać do wzięcia kredytu u naszego partnera. W ofercie są też fundusze emerytalne i inne takie. Ofiarą ataku stała się m.in. moja mama. Nie dała się jednak przekonać. 🙂 Ale to tak, nawiasem mówiąc, bardziej z braku chęci podpisywania papierków niż rzeczywistej analizy możliwych korzyści. Choć oczywiście jest to najlepsza oferta na rynku i w ogóle. 🙂
Ale ciągle do świadomości takich ludzi nie może dostać się myśl, że równie dobrze można zatroszczyć się o własne pieniądze samemu. Widziałem już jakieś ruchy w moją stronę. Że młody jestem, że mogę już zacząć inwestować, że fundusze mają dobre itd. Kiedy jednak powiedziałem, że już od jakiegoś czasu robię dokładnie to co opisała, ale samodzielnie, atak zanikł, a nawet pojawiło się pewne zdziwienie na twarzach. 😉
Wyszło na to, że się trochę poznęcałem nad znajomymi. Ale to naprawdę dobrzy i mili ludzie. 🙂 Z moimi rodzicami znają się od dawna i zawsze było fajnie się spotkać, pogadać czy wyjechać wspólnie na wakacje. Po prostu niezbyt dobrze gospodarują kasą (nie czytają blogów finansowych 😉 ), choć mimo to jeszcze nie zbankrutowali, a nawet kupili dom w stolicy. I to ostatnie, szczerze mówiąc, mnie zadziwia.
Niestety, ale większość ludzi ma właśnie taką mentalność. Życie od wypłaty do wypłaty, zero oszczędności i co gorsza zadłużenie. Najgorsze jest branie kredytu pod wpływem emocji. Sam niestety odczuwam konsekwencje takiego działania.
Czy muszę to komentować? 🙂
Pierwszą rzeczą jaką zrobił mój znajomy i jego dziewczyna jak znaleźli pracę było kupienie plazmy za 3000 na kartę kredytową 😛
No tak to już jest, że aby sprzedać, ktoś musi kupić. 😉 Szkoda tylko, że najczęściej kupują ci, którzy powinni pieniądze przeznaczyć na coś innego…
Tacy Polacy żyją od 1go do 1go, wydaja kasę na pieczniki, automaty do robienia wody gazowanej, nowy expres do kawy, i inne pierdoły a jak przychodzi większy rachunek do zapłaty to bida….. Szkoda gadać o tym, bo to jak grochem o ścianę, a Ja już od długiego czasu nie komentuję, co ludzie robią z swoimi pieniędzmi, mam swoje myśli w głowie i tyle 😉 a z resztą to ich kasa i ich życie nawet się czasem cieszę, że są tacy ludzie, co kupują jakieś pierdoły, bo może kiedyś te pierdoły będę produkował, sprzedawał… Pisałem kiedyś coś na ten temat domowych finansów.
Pozdrawiam
http://blog-inwestora.blogspot.com/2009/12/domowe-finanse-gdzie-sa-moje-pieniadze.html