Nadszedł czas na zapowiadany wpis o akcjach Taurona. W środę odbył się debiut, niekoniecznie udany. Kurs w odniesieniu do ceny emisyjnej był na lekkim minusie. Nie zacząłem z tego powodu płakać. Nawet próbowałem wykorzystać sytuację. Ogólnie mówiąc, dzień był ciekawy.
Znajome uczucie
Początkowo blog miał mieć tematykę typowo inwestycyjną. Oznacza to, że chciałem zdobyć jak najwięcej wiedzy (i w konsekwencji praktyki) dotyczącej sposobów inwestowania pieniędzy, które później przyniosłyby zyski. Potem moje założenia nieco ewoluowały, zmieniały się. W związku z tym odsunąłem się nieco od tematyki stricte finansowej. W ramach treningu umiejętności mających mi pomóc zarobić zmodyfikowałem nieco wygląd bloga. Mam nadzieję, że się podoba. Teraz, gdy znów wróciłem do giełdy, a można nawet powiedzieć, że był to mój pierwszy raz, miło było doznać tego lekkiego dreszczyku. Ot, taka forma rozrywki.
Właściwie to początek dnia był podporządkowany debiutowi Taurona. Nie ma to jak wstać, odpalić komputer, zobaczyć jakie są nastroje wśród inwestorów – internautów – blogerów, oczekiwać początku sesji o godzinie 9:00. Potem symultaniczne robienie śniadania, oglądanie notowań on-line, jedzenie, oglądanie TVN CNBC Biznes, patrzenie jak cena potrafi się szybko wahać, nadzieja, że wystąpienie ministra Grada ją trochę podwyższy. Oprócz tego moje synchro obejmowało także rozmowę telefoniczną z ojcem, którego pieniądze również poszły w te akcje.
No może nie potrzebnie buduję dramatyzm sytuacji, ale fajnie się to potem czyta. 🙂
Bonus
Moja strategia zakładała, że jeśli debiut będzie chociaż na kilkuprocentowym plusie, sprzedaję. W innym przypadku daję sobie granicę -5% i czekam. Tak też zrobiłem. No nie do końca. Narzekałem ostatnio, że nie wiem co zrobić z wolną gotówką i chciałem gdzieś ją zainwestować, coby przypadkiem jej głupio nie wydać. No i stało się. Dokupiłem 198 akcji po 5,04 zł (1001 zł z groszami wliczając prowizję).
Uznałem, że skoro kurs spada, to mogę potraktować to jako okazję i kupić okazyjnie troszkę towaru. W końcu i tak byłem przekonany o tym, że zysk kiedyś nadejdzie. Może jednak nie postąpiłem tak dobrze, jak to było możliwe. Potem kurs spadł jeszcze do 4,96 zł, więc miałbym jeszcze lepszą okazję. Oczywiście wszystko działo się dość szybko, nie zastanowiłem się tak długo jak to by wypadało no i na dodatek zapomniałem o jeszcze jednym detalu. Kasa leżała podzielona na połowy na dwóch kontach oszczędnościowych w mBanku. Zapomniałem, że już robiłem z tych kont przelewy w czerwcu. Tak się składa, że za każdą następną wypłatę, płaci się 5 zł prowizji. Najs, 10 zł w plecy. I pomyśleć, że był to ostatni dzień miesiąca… Nazajutrz bym już tego nie płacił. No ale cóż, następnym razem trzeba robić bardziej szczegółowe plany.
Aktualna sytuacja
Akcje trzymam nadal. Stoploss ustawiony na -5% ciągle aktualny, także granica to 4,87 zł. Mimo, że średnio kupowałem po 5,10 zł, to procenty obliczam w stosunku do ceny emisyjnej. Zobaczymy jak to się rozwinie. Nie żałuję, że dokupiłem jeszcze mały pakiecik. Nawet jeśli stracę parędziesiąt złotych, zyskam coś cenniejszego – doświadczenie. Za takie pieniądze mogę sobie pozwolić na mały kursik.
Jeszcze nie czytałem żadnej książki Roberta Kiyosakiego, ale gdzieś mi się obił o uszy mniej więcej taki jego cytat:
Nigdy nie przegrywasz. Albo wygrywasz, albo uczysz się nowych rzeczy.
Jakoś tak to szło. 🙂 Bądź co bądź, zgadzam się z tym stwierdzeniem.
No cóż. Bywa i tak.
Mam nadzieję, że mi się jednak i tak uda. 🙂
a mnie w końcu uratowalo lenistwo, bo nie chciało mi się pójść do mKiosku zlożyć papierków do e-maklera 🙂
To ja jestem takim niepełnym szczęśliwcem. W PZU wchodziłem, ale jako reprezentant rodziców. 😉
jestem szczęśliwcem bo brałem udział w IPO PZU . A w Taurona nie wchodziłem .